piątek, 30 stycznia 2015

Kfiatek kfiatku równy



Dawno nie prezentowałam kfiatkuf z poletka mojej Córki. Są tak smakowite, że może rozbawią kogoś w ten ciemnawy piątek? Za każdym razem, kiedy Córka te kfiatki mi podsyła, nie wiem, czy śmiać się, czy puakać? One wcale nie są wyjątkowe, podobne widuję wszędzie - w gazetach, reklamach, ulotkach, w urzędowych pismach, zdarzają się też w książkach - chociaż trzeba przyznać, że rzadko, ale jednak. Słyszę je w słuchawce smarKfona (czy smarKfon ma słuchawkę?), w telewizji, w radiu. Za nieudolnością językową idzie nieudolność zawodowa, jakoś to wszystko się zazębia, niestety. Lekarz nie rozpoznaje ewidentnych objawów, mechanik naprawia auto trzy razy i ono nadal nie jeździ jak powinno, zapłacone drewno powinno przyjechać przedwczoraj i ciągle go nie ma, a leśniczy nie odbiera telefonu, itd. itp. Jestem przekonana, że każdy z nich mógłby być autorem takich ogłoszeń. I zapewne jest.
 A więc cytuję:
 *Witam,
Oferuję na sprzedaż szafę mojej żony.
Szafa mega pojemna,  gdy tylko widzę ile ma Luba mieści tam rzeczy podejrzewam, iż równie dobrze mogą to być ukryte drzwi do Narnii.
Szafa, a równie dobrze można powiedzieć magazyn na ubrania, spokojnie pomieści połowę H&M.
Nigdy nie usłyszałem, że coś się tam nie mieści, że czegoś jest za dużo. Bluzeczek można tam dokładać w nieskończoność.  Prawdziwa studnia bez dna.  Szafa jest prawie tak wielka jak potrzeby ubraniowe mojej małżonki.
Na sprzedaż tylko szafa, w przypadku zainteresowania również zawartością, do ceny należy dodać dwa zera.
Szafa już swoje przeszła, widziała naprawdę duuużo ubrań.
Po lewej stronie, na szerokość drzwi półeczki, na których można układać niezbędne bluzeczki, koszulki i spodenki.
W prawej części wieszak, który doskonale sprawdza się jako przechowalnia niezbędnych płaszczyków, spodni itd.
Na górze pawlacz, w którym można schować niezbędne nie wiem co.
Lustro w którym można przejrzeć się w tych wszystkich niezbędnych rzeczach.
Nie robiłem zdjęć wnętrza szafy, gdyż jest w ciągłym użytku, a nie chce aby ktoś pomyślał, że jesteśmy cyganami.
Szafa wymaga drobnych napraw/korekt, ale dla domowego majsterkowicza nie będzie to stanowiło problemu.

*Poszukuje modelek na szkolenia z mezoterapi  igłowej kwasem hialuronowym oraz witaminami! Modelka zwraca koszty preparatów które zostały jej wszczykniete.

*Renault Twingo - dach panorama - zabierz ode mnie tego śmiecia PROSZĘ ! !
WITAM ! ! !
Oddam śmiecia w dobre ręcę ! !
Zlitujcie się nade mną i zabierzcie tego lumpa z pod domu.
Samochód był śliczny, sprawny itp do puki Moja ukochana nie zgubiła kluczyków, a Mój mądry kolega nie próbował uruchomić go na krótko.
Auto czasem odpala z po-pychu i nawet chwile jedzie ale po kilku przejechanych metrach immobiliser go odcina.
Oddaję w cenie złomu, oferta ważna TYLKO do środy, wtedy odcinam dach i robię kwietnik na lato, albo jacuzzi.
Z ceny zejdę na flaszkę bo nie sądzę, żeby ktoś na trzeźwo chciał go kupić....
Śmietnik ma aktualne OC, nie ma przeglądu technicznego.
Pozdrawiam, oferta jak najbardziej prawdziwa, auto do wzięcia od ZARAZ ! ! !

*zatrudnimy kierowcę posiadającego kat CE oraz mającego uprawnienia do pracy na koparce. Ofiarujemy stałe godziny pracy oraz zapewnione wynagrodzenie. Oczekujemy zainteresowania w pracy, uczciwości i suwerenności.

*Oferujemy drzwi pokojowe z zabudowami wraz z montażem. Montaż odbywa się bez demontażu starych ościeżnic a tylko jej zabudowanie, co powoduje estetyczny wygląd wnętrza.

*Skoda Octavia cena adekwatna do stanu zamienię na maciorę lub zwierzęta gospodarskie

*Zakacam samiczki królika. Tanio

*mam dziś do sprzedania aparat fotograficzny stan aparatu bardzo dobry. Bardzo polecam. Jest tez mozliwosc kupna.

I na koniec zobaczcie, jaki bezbłędny portret Wałka narysowała dla mnie (i Wałka) Tupaja. Wałek jak żywy!
I kamyk mi przysłała taki kojący nerwy!


On (kamyk ten) jest w pudełeczku, na suszonych ziołach! Tupajko, bardzo Ci dziękuję! Kamyk przyda się od razu. Mechanik, który miał wyregulować samochód na przedwczoraj, a wczoraj przez cały dzień nie odbierał telefonu, dzisiaj przysłał smsa, łaskawca: "mam klopoty z nerkami, w sprawie auta zadzwonie jutro". Ludzie, trzymajcie mnie!

środa, 28 stycznia 2015

O porannych rytuałach



Pojęcie rytuału wywodzi się z łacińskiego słowa ritus oznaczającego kult, ceremonię religijną, świecką, narodową, lub po prostu obyczaj. Rzadko zastanawiamy się, iż powszechnie i codziennie oddajemy się najróżniejszym rytuałom.
Na ogół powstają same, tworzą się w sposób naturalny, a my się nad tym nawet nie zastanawiamy.
Rytuały dają człowiekowi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Człowiekowi, psu, kotu i każdej udomowionej zwierzynie.
Uwielbiam rytuały związane z moimi zwierzętami. Ich celebracja zaczyna się około 6 rano, w zależności od widzimisię Czajnika oraz pory roku. Latem dużo wcześniej - jak tylko zrobi się jasno. A właściwie zaczyna się już poprzedniego dnia wieczorem, kiedy Czajnik układa się do snu wtulony w miejsce między moją pachą, szyją, a obojczykiem. Czy muszę dodawać, że w łóżku? Czy muszę dodawać, że kocham ten moment? W nocy przemieszcza się parę razy, a kiedy nastaje świt, najczęściej ląduje na szafie, lub kufrze w sypialni. Jedno i drugie znajduje się w bardzo dogodnej pozycji w stosunku do łóżka. O 6 rano w brzuszku już burczy, więc jakoś trzeba towarzystwo postawić na nogi. Skacze się więc na łóżko i śpiące w nim osoby albo prosto z szafy, albo dodatkowo odbijając się od kufra. Jedno i drugie jest bolesne – oczywiście dla „śpiących”. W łóżku na ogół dodatkowym lokatorem jest Grażynka śpiąca sobie cichutko i smacznie, zamotana w kołderkę w jakimś kątku. Jeśli uda się w trójskoku przez łóżko o nią zahaczyć, to jeszcze lepiej. Są dodatkowe efekty akustyczne. Na świecie ciemna noc, w domu zimnawo, nie chce się nosa wyściubić spod kołderki, zwłaszcza, że hutę mam w sąsiednim pokoju i nigdzie nie muszę gnać o określonej godzinie. Z całych sił udaję więc, że niczego nie słyszę, nie widzę, nie czuję. Codziennie i bezskutecznie łudzę się, że tym razem da pospać... W tym momencie Czajnik przystępuje do drugiego etapu działań zaczepnych. Obok łóżka stoi szafka z książkami. Z braku miejsca książki leżą też na wierzchu, jedna na drugiej. Czajnik wskakuje na książki i zaczyna je strącać – metodycznie, jedną po drugiej. Obserwowałam go. To nie jest zabawa, podczas której przypadkiem coś spadnie. On tak długo pracuje, aż zrzuci, po czym zabiera się za następną. Doszedł do „Ksiąg Jakubowych”. Udało mu się ją otworzyć, ale strącić nie dał rady.  Podczas gdy Czajnik pracuje nad literaturą, do łóżka wraca eksmitowana przed chwilą Grażynka. I to już jest na pewno koniec udawania, że nic się nie dzieje. Koty zaczynają kotłować się po łóżku, Wałek nie wytrzymuje nerwowo i wczołguje się pod łóżko robiąc straszliwy łomot łapami i pazurami. Wstaję, uspokajam Wałka, i wywabiam go spod łóżka, koty z dzikim i radosnym miauuuuu na złamanie karku galopują do kuchni, dostają po kilka suchych glutków, Czajnik dodatkowo dostaje wyrok bez zawieszenia w postaci odsiadki w łazience. Ma tam podusię, picie i kuwetę. Luksusowa cela – można powiedzieć.
Ogniomistrz i Frodo śpią niewzruszenie. Wracam do łóżka, za mną śpieszy Grażynka, układa się Ogniomistrzowi na brzuchu, który przez sen mości się tak, aby kotu było wygodnie. I śpimy. Ale niedługo. Dwie godziny, godzinę – różnie. Teraz swoje rytuały zaczynają psy. Najpierw Frodo swoją wielką głowinę składa na mojej, lub Ogniomistrza, twarzy. Jeśli czyjaś ręka znajduje się w dogodnej pozycji i w zasięgu paszczy, usiłuje ją sobie wziąć i nakierować na mizianie. Stopa też się nadaje. Wałek w tym czasie biega dookoła łóżka, bo wyżej nie sięga, ale za to skacze jak pchła i tupie jak stado bawołów. Ogniomistrz śpi, albo raczej udaje. No to wstaję (ktoś musi), psy wypuszczam na zewnątrz, Czajnika z celi, karmię jego i Grażynkę, robię sokawkę, wracam do łóżka, budzę Ogniomistrza i manewrując między kotami jakoś ją wypijamy. W tym czasie Czajnik z Grażynką dokonują na łóżku porannych ablucji, by zaraz potem wziąć się za łby. Prawdę mówiąc Czajnik bierze za łeb Grażynkę. Czasem przysną na chwilę po szalonych bitwach i gonitwach, ale to już po ptokach, bo i tak muszę wstać i pilnować, czy Wałek nie forsuje płotu.
Na tym z grubsza kończą się poranne rytuały. Po nich następują kolejne, ale to już inna opowieść.
Ogniomistrz (kieeedyś) wyznawał zasadę "żadnych zwierząt w sypialni". Hrehrehre...

Komuś, kto nie miał i nie ma zwierząt, takie rytuały zapewne wydadzą się dopustem bożym.  Ale to pozory – zapewniam wszystkich nie zapsionych i nie zakoconych. W tych rytuałach jest wzajemna radość, ogromny ładunek pozytywnych emocji i – wbrew pozorom – porozumienie i harmonia. Moje zwierzęta w ten sposób komunikują się ze mną, to jest dialog, choć bez słów. I najlepszy kabaret - potrafią rozśmieszyć nas do łez. Żal mi ludzi, którzy świadomie, lub nie, pozbawiają się doznań wynikających z takiej koegzystencji.  Jeszcze bardziej żal mi zwierząt, którym to nie jest dane. Są z nami tak króciutko, odchodzą zawsze zbyt szybko.  Boję się o moje zwierzęta każdego dnia. Mimo strachu nie wyobrażam sobie bez nich życia, nigdy nie przestanę ich kochać i tęsknić za tymi, które są już za Tęczowym Mostem. Moje menczonce rytuały:
 
Czajnik w łóżeczku Frodo.
Frodo w łóżeczku Wałka
Wałek w łóżeczku Frodo

W drodze na łóżko via szafa
 Grażynce wszystko jedno, byle ciepło w doopkę

 I byle na słoneczku


Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istota niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
Lecz nikt nie popiera wróbelka
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
........................................................
kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie do jasnej cholery!
(K. I. Gałczyński)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Wielka Manifa, czyli kury na dachy, koguty na grzędę! Kontynuacja.

My, PrezesKury - Mika i ja postanowiłyśmy dwugłośnie udostępnić nową platformę wymiany światłych myśli przenosząc wczorajszy post na nowy wybieg. Gdaczemy z takim zaangażowaniem, że gdyby ktoś zechciał się wypowiedzieć na temat, nie ma szans, bo post znika z powodu braku miejsca na wybiegu.

Dzisiaj wczorajszy post gościnny politycznie zaangażowany, którego autorką jest Sonic.
Cały czas nawijam, żeby jakąś partię skręcić, szable wziąć w dłoń i zawalczyć o prawa zwierząt na ten przykład i kary dla zwyrodnialców, że o naszych, kurzych prawach nie wspomnę.

Jako Kura rozpolitykowana z  łac. Qra wqrfus na politicus przyglądam się działaniom naszych demokratycznie wybranych pożal się bosze przedstawicieli i pióra mi się stroszom. Jest nas Kur w tym Kurniku ponad 50% i jak gdzieś padło tutaj w komentarzach słuszne stwierdzenie, to my dźwigamy na swych barkach ciężar tego świata, ale rządzą nami Koguty. Co ciekawe, są to Koguty już mocno wyliniałe, podstarzałe, poza wiekiem reprodukcyjnym,  ślepe i głuche, zwłaszcza na problemy Kur, ale my głupie albo na nich głosujemy, często z braku wyboru ( tak się nam wydaje), albo, co gorsze, głosować w ogóle nie idziemy. Siedzimy na tych grzędach, nie powiem, że wszystkie, ale większość i zupełnym walkowerem oddajemy tym darmozjadom co lepsze dachy na wypasionych Kurniczkach, zamiast wybierać spośród siebie, zamiast solidaryzować się płciowo, jakbyśmy zapomniały, kto tu ma łeb na karku i nie od parady, mimo że farbowany. Powstała nawet jedna taka Partia Kur, nawet i fajny manifest se wyskrobała, w którym były takie oto żądania i oczekiwania:
  • opieki medycznej nad kobietami (zwłaszcza w okresie ciąży, porodu, badań okresowych)
  • przyznanie nie jałmużny, ale godnych zasiłków wystarczających na wychowanie dziecka w ubogich rodzinach
  • zlikwidowanie domów dziecka na rzecz domów rodzinnych
  • wyrównanie płac z mężczyznami
  • zaostrzenie kar w przypadku maltretowania kobiet, gwałtu czy zmuszania do prostytucji
  • realna polityka prorodzinna
  • opieka nad samotnymi matkami
  • edukacja seksualna
  • refundacja środków antykoncepcyjnych i leczenia niepłodności
  • możliwość samostanowienia w kwestiach planowania rodziny
Ale jak się już zgromadziły, zawiązały, to raczkiem z niektórych postulatów szybko wycofały ( zgadnijcie z których), bo stwierdziły, że w tym zatęchłym Kurniku na Wiejskiej łatwo nie będzie i lepiej spuścić z tonu, by Koguty ich nie zadziobały i Partii piór z kuprów nie powyrywały. To ja do takiej Partii należeć nie chciałam, bo właściwie niczym się już ona różnić nie różniła.    A może jednak warto?
Dajemy sobą rządzić tym zaściankowym starym wyłysiałym opijusom, którzy nie chcą widzieć, jak wyglądają współczesne nowoczesne Kurniki, wmawiają  nam, że tylko ich Kurnik  (przypominający raczej chlew) jest dla nas najlepszy, więc  walczą z restrukturyzacją gospodarstwa, oczywiście dla naszego dobra, pozostawiając nas w mroku średniowiecznej konstrukcji tego przybytku. Zachrypłym głosem i tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazują nam jak mamy gdakać, kiedy i komu  kupra można dać lub dlaczego dawać nie wolno, ile jaj mamy znosić, zabraniają posiadania tęczowych grzebyków tudzież ogonków! Wrogo nastawieni do innych Kurników posiadających swoje Kapłony, nam każą wierzyć i bezwzględnie wyznawać przykazania  własnego Najwyższego, oczywiście gwarantując nam wolność wyznania, ale prawo ustanawiając pod te przykazania, czy wierzysz w nie czy nie. Tak według Kogutów wygląda demokracja. To te Koguty zabraniają uświadamiać nasze pisklęta i wymagają aby  podeptane przez wykolejeńców rodziły pisklaczki w imię Kapłona i ku Jego chwale.
Więc drogie Kury, Obywatelki Kurnika, koniec z kurzą ślepotą! 
Przestańmy obrabiać kupry naszym nielicznym przedstawicielkom, pchajmy się na dachy Wiejskiego Kurnika, niech nas będzie jak najwięcej i  popierajmy te Koguty, które są nam przyjazne!
Dzisiaj jest tak, że rządzą nami dwie niemal identyczne światopoglądowo partie  prawicowe, a przecież większość Kur ma poglądy lewicowe, czy to nie paradoks? Niedługo wybory, więc idźmy na nie i wybierajmy tylko Kury i  może z czasem uda się nam mieć więcej swoich przedstawicielek. 
Zawsze jeszcze mamy na podorędziu strajk i póki co możemy  nie dawać kuprów, tak jak nasze dzielne koleżanki z Togo czy Kolumbii ;)
A co Wam do Waszych mądrych i ślicznych główek  przychodzi? Jak można zmienić nasz Kurnik ? Jakie macie postulaty? Co Was wnerwia ?
A jak wygląda ten problem u naszych Kur Eksportowych ?
Jedyny słuszny Kurnik (rys. Ewa2)
Z manifą na dziobie
to mówiłam ja, Sonic :)
oczywiście łubu dubu, łubu dubu dla naszej PrezesKury!

niedziela, 25 stycznia 2015

Wielka Manifa, czyli kury na dachy, koguty na grzędę!

Dzisiaj kolejny post gościnny politycznie zaangażowany, którego autorką jest Sonic.
Cały czas nawijam, żeby jakąś partię skręcić, szable wziąć w dłoń i zawalczyć o prawa zwierząt na ten przykład i kary dla zwyrodnialców, że o naszych, kurzych prawach nie wspomnę.

Jako Kura rozpolitykowana z  łac. Qra wqrfus na politicus przyglądam się działaniom naszych demokratycznie wybranych pożal się bosze przedstawicieli i pióra mi się stroszom. Jest nas Kur w tym Kurniku ponad 50% i jak gdzieś padło tutaj w komentarzach słuszne stwierdzenie, to my dźwigamy na swych barkach ciężar tego świata, ale rządzą nami Koguty. Co ciekawe, są to Koguty już mocno wyliniałe, podstarzałe, poza wiekiem reprodukcyjnym,  ślepe i głuche, zwłaszcza na problemy Kur, ale my głupie albo na nich głosujemy, często z braku wyboru ( tak się nam wydaje), albo, co gorsze, głosować w ogóle nie idziemy. Siedzimy na tych grzędach, nie powiem, że wszystkie, ale większość i zupełnym walkowerem oddajemy tym darmozjadom co lepsze dachy na wypasionych Kurniczkach, zamiast wybierać spośród siebie, zamiast solidaryzować się płciowo, jakbyśmy zapomniały, kto tu ma łeb na karku i nie od parady, mimo że farbowany. Powstała nawet jedna taka Partia Kur, nawet i fajny manifest se wyskrobała, w którym były takie oto żądania i oczekiwania:
  • opieki medycznej nad kobietami (zwłaszcza w okresie ciąży, porodu, badań okresowych)
  • przyznanie nie jałmużny, ale godnych zasiłków wystarczających na wychowanie dziecka w ubogich rodzinach
  • zlikwidowanie domów dziecka na rzecz domów rodzinnych
  • wyrównanie płac z mężczyznami
  • zaostrzenie kar w przypadku maltretowania kobiet, gwałtu czy zmuszania do prostytucji
  • realna polityka prorodzinna
  • opieka nad samotnymi matkami
  • edukacja seksualna
  • refundacja środków antykoncepcyjnych i leczenia niepłodności
  • możliwość samostanowienia w kwestiach planowania rodziny
Ale jak się już zgromadziły, zawiązały, to raczkiem z niektórych postulatów szybko wycofały ( zgadnijcie z których), bo stwierdziły, że w tym zatęchłym Kurniku na Wiejskiej łatwo nie będzie i lepiej spuścić z tonu, by Koguty ich nie zadziobały i Partii piór z kuprów nie powyrywały. To ja do takiej Partii należeć nie chciałam, bo właściwie niczym się już ona różnić nie różniła.    A może jednak warto?
Dajemy sobą rządzić tym zaściankowym starym wyłysiałym opijusom, którzy nie chcą widzieć, jak wyglądają współczesne nowoczesne Kurniki, wmawiają  nam, że tylko ich Kurnik  (przypominający raczej chlew) jest dla nas najlepszy, więc  walczą z restrukturyzacją gospodarstwa, oczywiście dla naszego dobra, pozostawiając nas w mroku średniowiecznej konstrukcji tego przybytku. Zachrypłym głosem i tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazują nam jak mamy gdakać, kiedy i komu  kupra można dać lub dlaczego dawać nie wolno, ile jaj mamy znosić, zabraniają posiadania tęczowych grzebyków tudzież ogonków! Wrogo nastawieni do innych Kurników posiadających swoje Kapłony, nam każą wierzyć i bezwzględnie wyznawać przykazania  własnego Najwyższego, oczywiście gwarantując nam wolność wyznania, ale prawo ustanawiając pod te przykazania, czy wierzysz w nie czy nie. Tak według Kogutów wygląda demokracja. To te Koguty zabraniają uświadamiać nasze pisklęta i wymagają aby  podeptane przez wykolejeńców rodziły pisklaczki w imię Kapłona i ku Jego chwale.
Więc drogie Kury, Obywatelki Kurnika, koniec z kurzą ślepotą! 
Przestańmy obrabiać kupry naszym nielicznym przedstawicielkom, pchajmy się na dachy Wiejskiego Kurnika, niech nas będzie jak najwięcej i  popierajmy te Koguty, które są nam przyjazne!
Dzisiaj jest tak, że rządzą nami dwie niemal identyczne światopoglądowo partie  prawicowe, a przecież większość Kur ma poglądy lewicowe, czy to nie paradoks? Niedługo wybory, więc idźmy na nie i wybierajmy tylko Kury i  może z czasem uda się nam mieć więcej swoich przedstawicielek. 
Zawsze jeszcze mamy na podorędziu strajk i póki co możemy  nie dawać kuprów, tak jak nasze dzielne koleżanki z Togo czy Kolumbii ;)
A co Wam do Waszych mądrych i ślicznych główek  przychodzi? Jak można zmienić nasz Kurnik ? Jakie macie postulaty? Co Was wnerwia ?
A jak wygląda ten problem u naszych Kur Eksportowych ?
Jedyny słuszny Kurnik (rys. Ewa2)
Z manifą na dziobie
to mówiłam ja, Sonic :)
oczywiście łubu dubu, łubu dubu dla naszej PrezesKury!

sobota, 24 stycznia 2015

ANIOŁY CZYLI POST DZIĘKCZYNNY

Policzyłam sobie, że aby mój ostatni wyjazd do szpitala w Krakowie doszedł do skutku potrzebny był cały łańcuszek ludzi dobrej woli, a to: kolega T, który mnie zawiózł + kuzynka M, która czekała w szpitalu i mnie zakwaterowała + pani M, która przyszła pomóc w domu w poniedziałek zamiast wtorku, żeby Tropiś nie był sam + kolega J, który wziął psa na spacer + koleżanka A, która przyszła do psa po południu i czekała, aż wrócimy z Krakowa + córka sąsiadów D, która wzięła Tropika na wieczorny spacer + kuzyn J i kolega G, którzy mnie przywieźli z Krakowa i wracali zaraz z powrotem = 8 sztuk...  Logistykę mamy opanowaną do perfekcji... Mogę być tylko wdzięczna, że tyle mam życzliwych osób wokół siebie , które mogą i chcą mi pomóc. 

Wszyscy oni to owe tytułowe Anioły... Fruwające wokół mnie cały czas i codziennie... Zresztą nie tylko oni, oprócz wymienionych powyżej jest całe mnóstwo życzliwych mi osób, które służą mi wsparciem i pomocą .Tak naprawdę to nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle:)) Chciałabym tym postem bardzo im wszystkim podziękować, za ich obecność w moim życiu, za to, że mogę liczyć na ich pomoc, gdy jest to potrzebne, że wspierają w gorszych chwilach i szukają rozwiązania problemów, że kupią, zawiozą, pójdą z psem, naprawią, wyślą paczkę, odwiedzą, pogadają, napiszą, zadzwonią,  że po prostu są... Bez nich wszystkich byłoby mi bardzo, bardzo trudno...



Kilka lat temu miało miejsce wydarzenie, które bardzo mi utrudniło normalne funkcjonowanie, obawiałam się trochę, jak to wszystko będzie wyglądało, ale okazało się, że anioły istnieją... I co ciekawe, rozmnożyły się, było  ich więcej i więcej, do dawnych doszły zupełnie niespodziewanie nowe, w tym takie, których się nie spodziewałam:))) Nie starczyłoby miejsca, żeby wszystkie je wymienić, tym niemniej spróbuję choć trochę:
- moja kochana rodzina z Krakowa, tzn kuzynka M i jej syn M, kuzyn J, który pójdzie z butami do nieba za wszystko co dla mnie robi i jest niezawodny no i Bacha, choć daleko
- inne części mojej rodziny z Warszawy i Zielonej Góry, wspierające i pomagające nie tylko słowem
- mój przyjaciel J, obecny od lat i będący częścią mojej codzienności
- moje drogie dziewczyny K, J, A, J2, M, pomagające na co dzień i od święta 
- moi przyjaciele B i T oraz ich dzieci, u których od kilku lat spędzam Wigilię z całą ich liczną rodziną i zawsze pomogą we wszystkim
- moja kochana pani M, pomagająca w pracach domowych, gotująca wspaniale i piekąca chleb
- moja przyjaciółka K, mieszkająca na drugim końcu Polski, z którą piszemy do siebie codziennie i która zawsze mnie potrafi ustawić do pionu
- D, córka sąsiadów, która wyprowadza Tropika wieczorami
- G, kolega kuzyna J, który często pomaga w transporcie
- koleżanka internetowa A, znana nam wszystkim, anioł zupełnie nieziemski, opiekujący się piesiem z wielkim oddaniem
-  Hana, która mnie po wielekroć gościła u siebie, między innymi opiekując się mną wraz z Ogniomistrzem po operacji w zeszłym roku
- no i oczywiście wszystkie moje koleżanki internetowe (niektóre już zupełnie realne!) , obecne i wspierające, rozweselające i przysyłające przemiłe upominki . Bardzo wam za waszą obecność dziękuję!!!!

To by było tak pokrótce, prywata to była, ale wszystkim wymienionym i tym, o których być może chwilowo zapomniałam (za co ogromnie  przepraszam!) należy się to jak psu zupa.  Jestem szczęśliwa, że was mam!!!! Niech żyją anioły!!!!



P.S Ilustracje aniołów autorstwa Kurczaków Kalipso:)))

piątek, 23 stycznia 2015

Spowita we mgłę

Chciałam rozproszyć trochę szarość zewnętrzną i wewnętrzną, ale nie idzie mi, no nie idzie i już. Co mi się coś z sensem pomyśli, to ucieka szybciej, niż się pojawiło. W jednej chwili czuję w sobie wulkan, a w następnej wręcz przeciwnie. Coś zaczynam i porzucam w połowie. Myślę sobie - pójdę z kijkami. I chęć przechodzi mi bez śladu i bezpowrotnie już w trakcie przebierania się. I nie idę. Niech już coś się zmieni! Choćby kolor szarości burej i niewidzialnej na szarość lśniącą perłowo jak szron, albo jak gołębie piórka. Ale nie. Cała czuję się szaro-sina jak dym z opon, którymi pali w piecu sąsiad. I spowita się czuję we mgłę, która najgęstsza jest w okolicy pulpy zwanej mózgiem. Nie oczekujcie więc błyskotliwości. W charakterze fajerwerków będą zdjęcia. I cytat z pracy licencjackiej, którą widziałam na własne oczy. Była to praca na temat współczesnych sposobów komunikowania się. Pyszny, nośny temat. Wstęp do owej pracy brzmiał następująco: "Natura dzieli społeczeństwo na małomówne i gadatliwe". W tym przypadku należę do małomównej części społeczeństwa i niech ten wstęp spowije zasłona milczenia. Jak mgła.








Autorem wszystkich powyższych zdjęć jest Ogniomistrz. Zrobił je kilka dni temu u nasz na wsi.

Poniższe zdjęcia zrobiłam ja - dzisiaj rano, w łóżku:
Faaajnie, ale nudno...

Grażynka, nie śpij!
 
No co? Będziesz tak tu z nimi gnić?

A puci, puci, puci!
 I jeszcze storczyk, który ma 54 kwiatki! W ubiegłym roku miał koło 40.
Was też tak spowija szara szarość?

I jeszcze komunikat!
Nadal czekamy na Wasze gościnne wpisy. W sprawie nagród, jak zwykle, podjęłam autorytatywną, dyktatorską decyzję: piszecie tak pięknie i ciekawie, że postanowiłam nagrodzić WSZYSTKIE autorki (autorów), a co! Niespodzianką oczywiście.

środa, 21 stycznia 2015

To Ona...


Przedstawiam Wam kolejny, gościnny wpis - dzisiaj Gardenii, która napisała ten śliczny (skromnisia!), ciepły tekst o swojej Babci. Dla Niej i dla wszystkich babć!

To Ona nauczyła mnie robić pierwsze oczka na drutach.
To Ona suszyła moje spodnie i rękawiczki kiedy wracałam z wyprawy na sanki.
To Ona szyła dla mnie, ręcznie, sukienki.
To Ona zawsze wiedziała gdzie jestem, kiedy miałam wypadek to do siebie miała pretensje, że nie dopilnowała, a przecież była wtedy chora.
To Ona codziennie przez 3 miesiące  gotowała dla mnie rosół gdy byłam w szpitalu.
To Ona odprowadzała mnie do i ze szkoły.
To Ona ćwiczyła ze mną sylaby, czasem przy pomocy łyżki drewnianej☺
To Ona odpowiadała na masę moich pytań.
To Ona zawsze dawała mi parę groszy na drobne wydatki.
To Ona lepiła najładniejsze na świecie pierogi  i mnie też nauczyła.

To  Ona, moja Babcia.
Dzisiaj mojej Babci już nie ma, a ja ciągle pamiętam właśnie takie rzeczy z nią związane.
       Można powiedzieć, że kiedy byłam małym dzieckiem, Babcia była dla mnie całym światem. Rodzice obydwoje pracowali, a Babcia przeszła na rentę, kiedy mama do tej pracy poszła. Więc ja zostawałam w domu z Babcią we dwie. Niestety, Dziadzia nie pamiętam, zmarł kilka lat przed moim urodzeniem. Podobno po nim odziedziczyłam dobry głos, tak mawiała Babcia.
         I tak sobie gospodarzyłyśmy razem, Babcia wszędzie zabierała mnie ze sobą. Czasami szłyśmy na kilka dni do cioci, gdzie mogłam bawić się z kuzynami. Niestety, obaj byli starsi i nie zawsze chcieli się z maluchem zadawać☺ ale Babcia była tak „przekonywująca”, że niewiele mieli do powiedzenia.
Babcia była kochana, ale potrafiła też ukarać za wybryki, nie było taryfy ulgowej. Jak się obraziła to koniec. Do dziś pamiętam jak mój kuzyn gonił do sklepu po czekoladę, aby przeprosić  Babcię, którą wcześniej nazwał „ czarownicą”☺ Długo mu to Babcia pamiętała.
  Kiedy przeprowadzaliśmy się do mieszkania w bloku, nie  mogliśmy sobie wyobrazić, że Ona nie przeprowadzi się razem z nami. Babcia nie chciała, ale przecież trudno było ją zostawić samą w domu, który nie miał kanalizacji, wody,  gazu, a który miał zniszczony okropnie dach, bo miesiąc wcześniej przeszła straszna burza gradowa, obracając w perzynę większość dachówek. Wreszcie Babcia dała się przekonać do przeprowadzki, ale długo jeszcze nie mogła się przyzwyczaić do nowego miejsca. W końcu przekonała się do nowego mieszkania i jak zawsze zaczęła rządzić w kuchni.
Babcia zmarła dwanaście  lat temu, zdążyła pobawić się na weselach moich kuzynów, poznać sześcioro swoich prawnuków (dzieci  tychże  kuzynów), ucieszyć z mojego dyplomu i zrobić jeszcze wiele innych rzeczy.
Dzisiaj pozostały nam wszystkim tylko wspomnienia, ale są to dobre wspomnienia. I wielka wdzięczność dla Babci za to, że była.
Natomiast w związku z dzisiejszym Świętem, chcę złożyć wszystkim Kurom – Babciom najlepsze życzenia. Obyście Kurki zdrowe były, mogły realizować swoje pasje i plany, a wnuki witały Was zawsze uśmiechem.










 
A Wy, kochane Kury jak wspominacie własne Babcie?
To mówiłam ja - Gardenia.