wtorek, 31 marca 2015

Z DZIENNICZKA MYSZORA

Postanowiłem porobić trochę zapisków z mojego życia w zielonym domku, gdzie zamieszkuję już od pewnego czasu. Nie tyle to wspomnienia, co zapiski dla przyszłych pokoleń myszy, żyjących w tym domu, może im się na coś przydadzą.

Ja to się już tu urodziłem, jakoś na jesieni, pod podłogą. Babcia opowiadała jakie szaleństwa tu uprawiali z dziadkiem i rodziną, gromadzili zapasy na zimę w postaci suchego makaronu, a za najlepsze miejsce do przechowywania uznali duże czerwone kalosze, stojące w sieni. Sprawa jednak się wydała, gdy właściciel kaloszy zapragnął je raz ubrać, chyba psa chciał wziąć na spacer, nie wiadomo po co. Makaron zabrali, chyba psu oddali z powrotem.  Pies to zresztą osobny rozdział. Potem chowali jeszcze w zimowych butach pani, ale też się wykryło. 
Babcia była bardzo zapobiegliwa i gdy znalazła kiedyś miseczkę z ziarnami słonecznika to zamaskowała ją wszystkim co miała pod łapką, a to monetami z drugiej miseczki, ołówkami a na koniec nakryła kartką pocztową. Pani się okropnie zdziwiła, jak zobaczyła to rano, wszystkim opowiadała, jakie ma mądre myszy! No pewnie, że mądre, a co myślicie, że my jakieś głupki wioskowe? Myszy miejskie znacznie inteligentniejsze są... 

Na przykład myśleli, że nas wyłapią na tzw żywołapkę i wyniosą gdzieś precz. Niedoczekanie!!! Co oni myślą, że my nie wiemy, że jak już tam wejdziemy to nie damy rady wyjść??? Raz tylko jeden wujek się złapał, ale tylko to go tłumaczy, że trzeźwy nie był, przewrócił butelkę z nalewką, wylało mu się na futerko no i wziął i wylizał. Potem mu się pomyliło i myślał, że ta żywołapka to sklep spożywczy... No ale przynajmniej ocalał, chociaż z emigracji już nie wrócił... Drugi wujek miał mniej szczęścia, bo idąc do kubła na śmieci w szafce pod zlewem omsknął się i wpadł do wazonika.... Niestety, został tam już na zawsze... Cześć jego pamięci!
A jedna ciocia to się zmumifikowała między książkami na regale, znaleźli ją dopiero przy remoncie. A zawsze jej mówiliśmy, żeby nie przesadzała z tym czytaniem!!!

Słuchajcie, czego ci durni ludzie do tego wiaderka na śmieci nie wyrzucają!!! Skórki z kiełbasy, skóry z boczku (mniam, ale za rzadko!!!), dobrze, że pies tego nie może jeść, chociaż bardzo by chciał. Czasem się trafiają kości z żeberek, ale tak cholery dokładnie obgryzą, że nie ma co wycyckać, ale zawsze się staramy chociaż trochę obmemlać. Pani niestety wzięła się na sposób i na noc zamyka wszystko do jedzenia w szafkach i w lodówce, dawniej to chociaż chleb był na wierzchu, można sobie było tunelik wywiercić... A teraz nic, nawet okruchy ten paskudny pies z podłogi wszystkie wyzbiera.  Ale nie z nami takie numery, zawsze sobie coś wynajdziemy. Na przykład ostatnim odkryciem w kuble były namoczone torebki po kawie zbożowej Anatol. Bierze się taką torebkę, wynosi z kubła i rozrywa to papierowe opakowanie , a w środku wyjada te trochę zboża co tam dają. Nie wszystko się nadaje, , resztę śmieci się zostawia, a pani się wścieka, że brudzimy. No jak nie brudzić, jak??? Jak torebka rozerwana to przecież nie upchniemy z powrotem! No i przecież nakryliśmy ładnie papierkiem i ubrali podgniłymi winogronkami... Dlaczego jej się nie podoba???



Najlepsza zabawa jest z psem:)) Duże to , a durne takie, że nie wiem! Wkurza go strasznie nasze szuranie, leci i szczeka, ale nigdy nie wie dokładnie, gdzie szuramy, bo my się szybko przemieszczamy:) Szczeka, szczeka, pcha łeb pod stolik, gdzie lubimy się ganiać, a my myk! przelatujemy mu pod brzuchem, a ta durnota nawet się nie zorientuje, że nas już tam nie ma! W sumie to groźny nie jest, zawsze chociaż trochę zabawy mu zorganizujemy. Najbardziej się wścieka, jak już się układa wieczorem do spania, a my zaczynamy szaleć. Pani też się wścieka, zwłaszcza jak już leży w łóżku i zgasi światło, a my zaczynamy gonitwy po pokoju i kuchni, tak fajnie się bawi w ciuciubabkę i chowanego po ciemku!!! Pani narzeka, że tupiemy, jakbyśmy podkute buty mieli, ale jak nie tupać, jak??? Cała zabawa na tym polega!

Zima się kończy, cieplej się robi, aż korci, żeby trochę wyjść na świeże powietrze. Ale jak tu wyjść, jak??? Tak w niewiadome, jeszcze mało co rośnie, a i zimnem jeszcze zawiewa, nie dalej niż dzisiaj burza była ze śniegiem. A tu kaloryferki jeszcze trochę grzeją, zakamarki kuchenne ciepłe, zawsze się coś w kuble znajdzie, da się żyć. To chyba tylko głupie myszy wiejskie się wyprowadzają na lato. No, ale one mają pola do dyspozycji, a my co? Przy ulicy przecież mieszkamy, gdzie się wyprowadzić, gdzie??? Zresztą to lato w Z to takie zimne i deszczowe, ptaszyska na nas polują, niebezpieczne to życie na zewnątrz, oj niebezpieczne. W sumie to mamy farta, żeśmy się akurat tu zagnieździli, nie szkodzą nam szczególnie, jakoś się żyje. Mam nadzieję, że pani nic głupiego do głowy nie przyjdzie, żeby jakąś eksterminację urządzić... Oby tylko jakiś kot nie nastał, ale  pies chyba ich nie lubi, na szczęście. 

No i tak sobie tu żyjemy, pomalutku i w miarę bezpiecznie, z panią i psem, w takim naszym zielonym azylu. Może i przyszłe pokolenia się tu wychowają??   Któż to może wiedzieć, kto???

poniedziałek, 30 marca 2015

Niedziela AniM.

Odgrażałam się i odgrażałam, że z taborem ruszę, tymczasem uprzedziła mnie AniaM! Z cicha pęk wsiadła w pociąg i pojechała zażyć światowego życia we Wrocławiu, na memłonie Gosianki. Po solidnej dawce atrakcji tamże, znów wsiadła w pociąg:
fot. Gosianka
Następnie przejęłam Ją ja. Z tutejszych atrakcji zaliczyła: Czacz, jednego bażanta, dorodnego jelenia z porożem gnającego polem-lasem, dwa żurawie i jednego bociana. Jak na tak króciutki pobyt, to całkiem nieźle. Pogoda jest tak paskudna, że nawet na spacer nie dało się wyjść - było wszystko - deszcz, śnieg, słońce i wichura. Z ledwością wstrzeliłyśmy się między krople, aby przelecieć się po ogrodzie i odhaczyć kakuar - obowiązkowy punkt każdej wycieczki.
Wczoraj w Czaczu też miałyśmy szczęście, bo przez chwilę nie padało. Wprawdzie po dwóch godzinach miałyśmy dosyć, ale zjawisko socjologiczno-komercyjne zostało zaliczone.
Pieski były zachwycone, bo uwielbiają gości zwłaszcza takich, którzy nie uchylają się od miziania, a wręcz przeciwnie:


Jakby ktoś pytał, Wałek jest pod spodem.

Następnie AniaM. uzbrojona w swój kultowy aparat marki BMA wyruszyła na poszukiwanie plenerów, a w szczególności fiołków:

Co ja paczę?

Przybyły posiłki
Grażynka łaskawie pozwoliła się pogłaskać, Czajnik przemykał się bokami. Pozwolił się dotknąć dopiero dzisiaj, tuż przed wyjazdem. Bo Ania M. już pojechała i właśnie dojeżdża do Warszawy. Było za krótko i za mało! I te Jej bajkowe zdjęcia... AniuM. dziękujemy! Ja, Ogniomistrz, Frodo, Wałek, Grażynka i Czajnik.

I na koniec świeża, dzisiejsza dostawa zdjęć:







sobota, 28 marca 2015

Słowik słowiku nierówny...

O czym by tu? Gdakać nie ma gdzie, pisać nie ma o czym, wiosna jest oczywista, chociaż zimno, bocianów ciągle nie ma... Wprawdzie Opakowanej objawił się śpiewający słowik, co wydaje mi się bardzo dziwne o tej porze roku, ale znając Opakowaną, kto wie, kto wie? Może cienko gwizdał z żalu, że zabrała budki lęgowe?
Nieprzesadnie posprzątałam w domu, ucieszyłam się, że smugi pod sufitem to nie obłażąca farba, a pajęczyny, odkryłam, że dziwne plamy na posadzce schodzą w wyniku kontaktu z tzw. ryżową szczotką (po naszymu śrupok). Nie ugotowałam obiadu, usiłowałam wytłumaczyć Czajnikowi, że wchodzenie POD przykrycie fotela (maskujące to, co sam podrapał zresztą) nie jest najlepszym pomysłem, bo ktoś może zechcieć tam usiąść - wiecie, tak z rozpędem i z westchnieniem ulgi "aaaach"!





Ja wprawdzie sprawdzam takie miejsca, zanim usiądę, ale przecież może się trafić ktoś, kto nie sprawdzi.


Rozżaliłam się, że prawdopodobnie nie wygram w Trójce Mercedesa, bo wysłałam tylko dwa wierszyki.
I w ogóle nie mam się w co ubrać.

Opakowana, czy Twój słowik tak wyglądał?
A może tak?
Bo jeśli tak, to słowik jak byk!
Poza tym na pewno nie macie jaj, a możecie mieć. Do tego kurę! Tutaj:
http://jestem3xl.blogspot.com/2015/03/ekspresowa-wielkanocna-aukcja-dla.html?showComment=1427361847906#c6097686604625294362

czwartek, 26 marca 2015

Gdzie kucharek sześć...

Nie, żeby tak zaraz i już, ale dyskretnie przypominamy, że Skarpeta czuwa, grzeje silniki i się sposobi. Do Świąt damy Wam spokój, ale już można myśleć, szyć, kleić, nizać, wycinać i lepić.

Ile można napiec mazurków i nagotować żurków? W końcu - jak mówi stara mądrość ludowa - gdzie kucharek sześć, tam pióra lecą...

Poniżej malutka i szybciutka licytacja na blogu 3xl. Zajrzyjcie koniecznie.
Dziękujemy!

http://jestem3xl.blogspot.com/2015/03/ekspresowa-wielkanocna-aukcja-dla.html?showComment=1427361847906#c6097686604625294362

poniedziałek, 23 marca 2015

Znów o tych (i innych) zwierzakach

Na dobry początek przedstawiam Wam Krysię. Krysia przez dwa lata mieszkała w konińskim schronisku. Mimo niełatwej przeszłości jest pogodna, spokojna, bardzo lgnie do człowieka i jest... chudziutka:(

Wczoraj Krysia zmieniła lokalizację. Ktoś zgadnie na jaką?
Zdjęcia są nieostre, bo z telefonu. Poza tym Krysia jest bardzo ruchliwa. Lama nie jest zachwycona nowym domownikiem - przestała być jedynaczką. Demonstruje to wyniosłością i pełnym rezerwy chłodem. Krysia, u boku mojej Córki i M. zajęła miejsce Łatki vel Frety Garbo, w której zakochał się Pan Tymczasowy i został Panem Na Zawsze, chociaż to moja Córuś miała nią być, no ale nie można przecież stawać na drodze wielkiej miłości. Jak pięknie się ułożyło - prawdaż? Pewnie tak miało być. Gdyby nie ta Wielka Miłość Pana Na Zawsze, Krysiulka nadal siedziałaby w schronie...
Grażynka nie przychodzi rano do łóżka - to znaczy, że na pewno jest wiosna:

Reszta normalnie - po szufladach, tapczanach itp.sprzętach.

Inne zwierzaki udało się zaskoczyć wczoraj nad rozlewiskami Warty. Autorem poniższych zdjęć jest Ogniomistrz.

Na moich oczach wydra wyszła z wody, położyła się w liściach i myła się jak kot! Nie zarejestrowała mnie, stałam nieruchomo i gapiłam się na dzięcioła. Ognio zdołał się podczołgać i zrobić zdjęcie
Poniżej zwierząt nie widać, ale są tam na pewno!


droga za wsią, stąd wystartowaliśmy
I ostatnie na dzisiaj zwierzę:
(olej na płótnie, Ogniomistrz)



sobota, 21 marca 2015

Wiosno, czy to ty?

Pierwszy dzień wiosny zobowiązuje. Pogoda piękna, cieplutko, słonecznie, lekki wietrzyk. Co tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem? Zakładamy zimowe (nadal) oponki i ruszamy:
Zabieramy niezbędny sprzęt:
I trochę cięższy sprzęt:
Przystępujemy do powitania wiosny:
Chwila przerwy w powitaniach:
Zmieniamy oponki na letnie i witamy dalej:
Przywitaliśmy tulipany, które Mnemo zdobywała dla mnie z narażeniem czci, a może nawet życia:
Zbudowaliśmy zalążek płotu dla Wałka:
Pomachaliśmy wiośnie pierwszym w tym roku praniem wysuszonym w ogrodzie:
Zadumaliśmy się w oczekiwaniu na anemony:
Pożałowaliśmy jaszczurki, której ktoś (?) odgryzł ogonek:
Wkurzyliśmy się na kreta, który przebił się przez beton i kamienie:
Zrecyklingowaliśmy rozbity dzban:
Ot i wszystko. Ktoś zgadnie, gdzie mieszka jaszczurka z odgryzionym ogonkiem?